Gra świata i gra w świecie, czyli periplanisis Jerzego Olka:Ilias Wrazas o twórczości Jerzego Olka
Komentować przedsięwzięcia artystyczne Jerzego Olka jest niezwykle trudno. Pewnym ułatwieniem okazują się komentarze towarzyszące poszczególnym przedsięwzięciom. Wyrażają one samoświadomość Olka i – jak się wydaje – są nieodzownym uzupełnieniem (albo dopełnieniem) realizowanych przez niego prac. Wielu współczesnych artystów, zwłaszcza ci spośród nich, którzy penetrują nowe obszary i poszukują warunków możliwości zaistnienia niemożliwemu (tytuł tekstu Jerzego Olka, który mam przed sobą, brzmi: „Umożliwianie niemożliwemu”), nie odważyłoby się – ośmielę się tak powiedzieć – pokazać swoich prac bez „tekstu pobocznego”. Oczywiście Jerzy Olek za tę sytuację nie ponosi winy. W dalszym ciągu chciałbym mówić o niewinności Jerzego Olka.
Wybitny grecko-francuski filozof, postheidegerysta Kostas Axelos, od którego zapożyczyłem tytułową parę pojęć, pisze: Dotychczas świat podporządkowany był zawsze jakiemuś Absolutowi – Naturze, Bogu, Człowiekowi (jego woli i myśli). Te trzy absoluty są już martwe albo przechodzą swoją końcową fazę. Na ich miejscu pojawił się sam świat, który jest podstawą wszystkich gier, które nam się ukazują i z którymi podejmujemy grę. Człowiek jest wielkim partnerem w grze świata, lecz nie jest on wyłącznie graczem. Jest również granym, „wodzonym za nos”, igraszką.
Te trzy absoluty stanowią trzy rożne twarze świata i trzy różne formy przejawiania się wzajemnych stosunków człowieka i świata. Centralną osią (Absolutem) epoki greckiej starożytności była boska natura – siedlisko kultury ludzkiej. Starożytny Grek (mam na myśli Greka przedsokratejskiego) nie przeciwstawiał jednak naturę kulturze. Nie znał w ogóle tego rozróżnienia – obie rzeczywistości stanowiły dla niego jedność.
Osią judeo-chrześcijańskiej epoki jest monoteistyczny Bóg, absolutny demiurg, który swoje uprzywilejowane stworzenie, człowieka, wyposażył w kreacjonistyczną moc, choć oczywiście ograniczoną. Przejście od politeizmu do monoteizmu – paradoksalnie – wytworzyło sytuację zagrożenia dla tego, co „boskie”. Po pierwsze dlatego, że Bóg stał się rzeczywistością różną od stworzonego przez siebie świata i po drugie dlatego, że monoteistyczny Bóg – jak słusznie, moim zdaniem, zauważa Alasdair MacIntyre – tracąc określoność poprzez uzyskanie statusu nieskończoności, stał się kwestionowalny.
Osią czasów nowożytnych, ich absolutem, stał się – jak wiadomo – człowiek, który stopniowo zaczął zajmować miejsce Boga. Nietzscheańskie Bóg umarł było już tylko kwestią czasu. Natura zaczęła być traktowana jako coś zewnętrznego wobec człowieka, stała się przedmiotem różnorakich manipulacji. Nowożytność to okres bezprecedensowego rozwoju nauki i techniki oraz wielkiej sztuki. Ale to właśnie nauka i technika z czasem zdetronizują człowieka i staną się jakby czwartą twarzą świata. Budząca tyle emocji idea kresu człowieka, a wraz z nim kresu wielkich ideologii, wielkiej polityki no i wielkiej sztuki nie oznacza nic innego, jak tylko kres człowieka jako osi porządkującej jego gry ze światem i jego gry w świecie. Mówiąc wprost, jest to kolejny fortel gry świata. Tworzenie wielkich, wzniosłych dzieł sztuki epoki triumfującego humanizmu zastąpione zostało artystycznymi strategiami zmierzającymi do doświadczania poetyki samego świata. Strategie te zwracają się ku nauce i technice, dając do zrozumienia, że z nimi sympatyzują. I tu spotykamy Jerzego Olka.
Jeśli się z powyższymi uwagami zgodzimy, musimy odważnie – choćby nie chciało nam przejść przez gardło – wypowiedzieć wniosek: świat nami igra i wszystkie podejmowane przez nas gry ze światem skazane są na porażkę. Czym innym bowiem jest gra w świecie, a czym innym gra świata. Świat odwija się jak taśma filmowa i ukazując nam różne swoje oblicza, tworzy pole do gry i reguły gry. Czy można z tą świadomością żyć i dalej podejmować grę(y) ze światem? Sądzę, że tak, albowiem gra świata bez udziału człowieka jest niemożliwa, świat jest niemy. I choć gra świata przerasta człowieka, jest nieprzewidywalna i choć człowiek jest zawsze stroną przegraną, to sam fakt, że obie strony warunkują się wzajemnie, jest wystarczającym argumentem, by gra warta była świeczki. Parafrazując znane powiedzenie Franza Kafki, można rzec: w grze ze światem, sekunduj światu. Amor fati.
Działalność twórczą Jerzego Olka określiłbym greckim słowem periplanisis, nie mającym odpowiednika w języku polskim. Oznacza ono „wędrować dookoła, błądzić” i jednocześnie „trwać w niepewności co do czegoś, nie mieć pewności”. W swoim tekście „Umożliwianie niemożliwemu” pisze: błądzę po stwarzanym przez siebie labiryncie: fikcji i namiastek rzeczywistości; labiryncie intrygującym i wchłaniającym coraz głębiej. I w innym miejscu: Nie pozostaje mi nic innego jak skorzystać z rysujących się możliwości i odważnie wejść w labirynt szans nieograniczonych, ale i nieustannych zwątpień oraz niekończących się niewiadomych... Po co? Po nic. ...po odkrycie i przygodę – pisze Jerzy Olek.
Żyjemy – jak już mówiliśmy – w epoce Techniki, która jest osią i nową twarzą świata. Jej sens, jej tajemnica są przed nami ukryte. Niesłusznie często sądzimy, że jest to po prostu zbiór narzędzi, maszyn, komputerów i innych konstrukcji, które my śmiertelnicy możemy podporządkować i uczynić posłusznymi. Technika góruje nad człowiekiem, co nie znaczy, że jesteśmy jej sługami, ponieważ ona bez człowieka traci twarz, przestaje przemawiać. Jej sens i tajemnicę rozszyfrowują nie tylko uczeni, ale i artyści. Z pozoru niekompetentne pytania tych ostatnich zmierzają do skazanego z góry na niepowodzenie zawłaszczenia światem za pomocą fantazji i wizualnych prowokacji. Owe niepowodzenia jednak mogą prowadzić do przeczucia sensu i tajemnicy świata.
Ciągle jednak czuję niedosyt – pisze Jerzy Olek – jako że otwierają się przede mną nowe możliwości. Wygląda na to, że przed paroma laty rozpocząłem proces, który nie ma końca. I taki jest właśnie sens gry człowieka w świecie i gry człowieka ze światem. Periplanisis.
Ilias Wrazas, 2000 r.