Świadomość niepewności:2007 r. (fragment)
Czas, obok przestrzeni, jest najpoważniejszym wyzwaniem dla fotografii. Pytanie zatem, czy fotografia jest w stanie czas zobrazować? Czas jako taki, a więc i naszą epokę.
Moim zdaniem odpowiedź może być jedynie przecząca. Choćby już tylko dlatego, że z mechanicznie utrwalonego obrazu, bez dopełniającego go podpisu, trudno wydedukować czas jego powstania. Zresztą pojawia się tu znacznie poważniejszy dylemat – dla określenia możliwości fotografii wręcz podstawowy. A mianowicie wątpliwy status informacyjny każdego zdjęcia. Żeby fotografia mogła być pełną informacją, musiałaby jednoznacznie odpowiedzieć na następujące pytania: kto?, co?, kiedy?, gdzie?, jak? i dlaczego? Otóż żadna fotografia, z natury rzeczy, nie jest w tym sensie wiarygodnym świadectwem. Jedną z jej słabości jest bezradność w przekazywaniu konkretnych danych na temat utrwalonego czasu. Tego typu informacje zawarte są na ogół w towarzyszącym fotografii tekście. To słowo precyzuje czas, w którym zaistniało utrwalone kamerą zdarzenie, co na podstawie samego obrazu jest bardzo trudno wywnioskować.
Potencjał informacyjny zawarty w fotografii jest olbrzymi, ale i jej słabości ogromne. Zatem cenić należy nie tyle jej możliwości – te bowiem są dyskusyjne, ile dyspozycyjność kamery jako narzędzia. Jeżeli zatem – mimo wszystko – skłonni jesteśmy zgodzić się, iż fotografia chwyta jednak nasz świat w obrazy, to zgoda ta jest zgodą niejako wymuszoną. Zgodą zdeterminowaną świadomością, że nie ma jednej prawdy absolutnej, że postrzeganie i rozumienie świata jest z definicji względne, że wizualne ślady, jakie po sobie zostawiamy, w znacznym stopniu warunkuje moda, propaganda i tradycja, że zatem wolność wyboru i niezawisłość decyzji, które niby mamy, są w swej istocie rezultatem splotu wielu manipulacji, w sposób ciągły dokonywanych w tyglu kultury masowej.
Zresztą ograniczenia tkwią również w samej fotografii. Są to immanentnie zawarte w niej granice – granice prawdy i fałszu, wiary i zwątpienia, rygoru i dowolności, moralnej dyscypliny i żywiołowej spontaniczności, ale też społecznej potrzeby obiektywności i ludzkiej potrzeby subiektywizmu. A ponieważ granice te są ruchome, trudno oczekiwać od fotografii, że pozwoli nam na jakąkolwiek pewność. Co najwyżej może zagwarantować pewność niepewności, czyli ugruntować w nas przeświadczenie, że obcowanie z nią wzmaga jedynie balansowanie między realnością i zwidem, istnieniem i nieistnieniem. Świadomość tej jej wewnętrznej granicy, będącej pochodną dwoistej natury fotografii, pozwala lepiej zrozumieć, dlaczego tak często rzeczywistość widziana za jej pośrednictwem wymyka się nam, dosłownie rozpływając się na naszych oczach.
Nie ma zatem żadnej pewności, że w dobie symulacji komputerowych, interaktywnych pozoracji i wirtualnej ułudy będzie możliwe osiągnięcie jakiejkolwiek oglądowej czystości, która byłaby w stanie wzbudzić czyjekolwiek zaufanie. Raczej należy się spodziewać czegoś wręcz odwrotnego, a mianowicie naszego gubienia się w otwartej, sztucznie wygenerowanej czasoprzestrzeni świata, z definicji unoszącej widza w nieokreśloną niewymierność.
Jako artystę interesuje mnie tworzenie autonomicznych struktur obrazowych, które symulują wieloprzestrzenne światy wyobrażone. Przy ich budowaniu posługuję się różnymi mediami, choć najchętniej używam fotografii – tak analogowej, jak i cyfrowej. Swój rozwijany od kilkunastu lat projekt nazwałem "Bezwymiarem iluzji".
Jerzy Olek: Umożliwianie niemożliwemu, Wrocław, 2007.