Ni przed, ni po:
1998 r. (fragment)

Sporo „prawd objawionych” fotografią mamy już niejako za sobą. Są to fotografii prawdy oczywiste. Wśród nich na przykład ta, że za pośrednictwem banalnego medium tworzy obrazy obojętne, co przysporzyło jej ogromnej popularności. Także i ta, że fotografia umożliwiła poszerzanie wiedzy, ale też przyczyniła się do strywializowania tego, co rejestruje i przedstawia. Choć i ta, że pełniąc rolę twórcy iluzorycznych reprezentacji, jednocześnie wspomaga i falsyfikuje ludzkie doświadczenie. No i ta, że wizualnie wzmacniając rzeczywistość, więc w pewnym sensie potęgując ją a przez to i nobilitując, neutralne z założenia przesłanie czyni apodyktycznym i doktrynerskim.
(...)
Form występowania i rozumienia fotografii jest wielka rozmaitość. Sens tego słowa przybiera wszak różne postaci:
fotografia jako obraz
fotografia jako metoda
fotografia jako dziedzina
fotografia jako sposób postrzegania
fotografia jako sposób rozumowania
fotografia jako konwencja widzenia
fotografia bezdusznie mumifikująca
fotografia ewokująca rzeczywistość własną
fotografia trywialnie werystyczna
fotografia tajemnicza nieokreślonością
fotografia...
(...)
U schyłku w miarę jednoznacznie pojmującej jej funkcje epoki wypada zadać pytanie, która jej formuła przemija, a która nastaje. Skoro mówi się o fotografii po fotografii, to należałoby sprecyzować jaka fotografia po jakiej fotografii?
Która jest lub będzie w miejsce której? I która z którą może egzystować równocześnie i równolegle? Fotografia to „martwa natura”, still life – jak mówią Anglicy. Ale „still”, to „nieruchomy”. Taka też z natury rzeczy jest każda fotografia – dosłownie i metaforycznie.
Do rozważań na temat „fotografii po” trzeba by włączyć zagadnienie PRZEDFOTOGRAFII, rozumianej jako przeglądanie się bez rejestracji, jako przelotne odbicie oraz POFOTOGRAFII, będącej rodzajem fotograficznego powidoku.
(...)
Świadomość tego, co widzimy, oraz tego, jak to coś pojmujemy, uzależniona jest od posiadanej wiedzy. Widzimy to, co na temat widzianego wiemy, to, co rozumiemy z jego przedmiotowego istnienia, to, co potrafimy odczytać z ukazanego kształtu.
Tak rozumiany zapis sprowadza się do paradokumentalnej rejestracji, do dosłowności przedstawienia, do przeniesienia na papier samoreferującej się rzeczy – precyzyjnie i neutralnie. Efekt takiego zapisu sytuuje się w obrębie stereotypów. Jest bardziej substytutem czegoś niż sobą samym. Wizerunek taki można by nazwać TRANSFOTOGRAFICZNYM, jako że rzecz przedstawiona wydaje się być „poza” obrazem, jawiąc się niejako „z tamtej strony”. Z diametralnie inną sytuacją mamy do czynienia wtedy, kiedy pojawia się zautonomizowana względem rzeczywistości kreacja, polegająca na powoływaniu środkami fotograficznymi takiego obrazu do istnienia, którego istota, istota przekazywanego nim przesłania, zasadza się nie na transmitowaniu prostych, oczywistych znaczeń, lecz na generowaniu znaczeń nieoczekiwanych, nadbudowujących się na obraz w otwartej na skojarzenia wyobraźni, znaczeń płynnych i niejednoznacznych, trafiających raczej do nieświadomości niż przypominających świadomości dobrze jej znane sensy. Tego rodzaju obraz jest obrazem AUTOFOTOGRAFICZNYM, obrazem pozwalającym odnajdywać w nim jego własną przestrzeń wewnętrzną, jego formalno-treściową złożoność, wolną od potrzeby sprostania przymusowi – konwencjonalnie ukształtowanego – pozoru. Jest to obraz wchodzący w głąb siebie, fotoobraz, obraz-fotografia. Taki obraz nie odsyła nas do realności, nie udaje, że cokolwiek reprezentuje, on nas skupia na sobie, na swym milczącym wnętrzu. Eliminując konkretność, wyzwala metaforyczność. Fotografia autoteliczna pojawiła się po wielu latach wyłącznego funkcjonowania transmitującej fotografii – „dokumentalnej” i „obiektywnej”, uważanej za taką na podstawie zwyczajowej umowy społecznej. Stopniowo następuje reorientacja w odbiorze fotografii jako obrazu. Mniemanie, że prosta fotografia odsłania byt, zastępowane zostaje przekonaniem, że nowa fotografia, artystycznie kreująca widoki nieznane z potocznego doświadczenia, wprawdzie umocowana jest wizualnie w jakimś bycie, jednak do istnienia powołuje wizerunek czegoś nie istniejącego, ukazując obraz nie-bytu. W tym sensie jesteśmy w czasie „po fotografii” – przynajmniej po tej fotografii, która dla publiczności była rękojmią prawdy i dowodem na istnienie ukazanej na niej rzeczywistości. Wcześniej na ogół nie zastanawiano się nad tym, czy obraz fotograficzny istotnie reprezentuje przedmiot, a jeżeli tak, to w jakim sensie; czy ukazuje go w esencji, czy też jest jego przedstawieniem faktycznie.

Jerzy Olek, Ni przed, ni po, (w:) Fotografia: realność medium, ASP Poznań, 1998 r.

All right reserved by Jerzy Olek | mapa strony