Na orbitach LOST SPACE:Marta Smolińska-Byczuk na podstawie wystawy Jerzego Olka w Galerii Foto-Medium-Art
Wedle niemieckiego filozofa Maxa Bense przestrzeń ma nie tylko wymiar fizykalny i matematyczny, lecz również metafizyczny. Jest bytem, a więc można mówić o swego rodzaju jej ontologii. Współczesna nauka sięga swoimi urządzeniami i modelami myślenia przede wszystkim tych dwóch pierwszych aspektów bycia przestrzeni, zaś ów walor metafizyczny pozostaje wciąż nieuchwytny, wciąż jedynie bardziej odczuwalny intuicyjnie niż mierzalny i opisywalny. W obszar ten niestrudzenie zapuszcza się wyobraźnia Jerzego Olka, który w serii wystaw "Bezwymiar iluzji” zapytuje o (nie)możliwość wizualizowania i eksplorowania tych jakości przestrzennych, które "prześwitują” poza matematyką i fizyką.
Prezentacja w krakowskiej Galerii FOTO-MEDIUM-ART nosi tytuł "Lost Space” - nazwą tą sygnalizuje istnienie sfery zagubionej, utraconej, jakby przywoływanej gdzieś z daleka oraz przywracanej widzeniu i myśleniu na bazie wykonanych przez Jerzego Olka fotoinstalacji. Aby dojść poza tę granicę, za którą przestrzeń objawia swoje wartości nie tylko fizykalne i matematyczne, lecz także i te metafizyczne, Olek wyzyskuje "furtkę” otwierającą się w otaczającej rzeczywistości, a mianowicie sięga po technikę fotografii. Nie poprzestaje jednak na wykonaniu zdjęć danego obiektu, lecz fotografuje bryłę wielokrotnie poddając ją działaniu oświetlenia, a następnie tnąc kadry na mniejsze, silnie sfragmentaryzowane formy, które ponownie składa w całości, lecz już totalnie odmienne od obiektu wyjściowego. Dzięki temu zabiegowi zyskuje rodzaj trampoliny, która pozwala na "odbicie się” od oswojonych realiów ku przestrzeniom nieznanym, ku poszukiwanej "Lost Space”, powoływanej w fotoinstalacjach na bazie interakcji intuicji i (nie)uświadamianej wiedzy. Pokawałkowane zdjęcia - powierzchnie z jasnymi smugami światła i ciemnymi, jakby negatywowo traktowanymi liniami - zostają zaproszone do zbudowania nowej jakości przestrzennej, traktowanej jako przeczucie metafizycznego wymiaru przestrzeni. Można powiedzieć, że "bezwymiar iluzji” otwiera się w okolicznościach ku temu sprowokowanych, gdy odpowiednie "zanęcenie” skutkuje wizualizacją czegoś, co nie pozwala się ogarnąć czy opisać w ramach znanych siatek pojęciowych. Oko popada w konfuzję, bada, usiłuje przełożyć widziany obraz na tak doskonale znane z codzienności realia trójwymiarowości - wobec fotoinstalacji Olka musi się jednak wspiąć poziom wyżej, znaleźć się gdzie indziej niż zwykle i przekroczyć stereotypy. Wówczas odkrywa ów "bezwymiar iluzji”, rodzaj przestrzeni o skondensowanej intensywności, w której poszczególne elementy nakładają się na siebie, przenikają wzajemnie, nikną w sobie i plączą się w taki sposób, iż wydają się nie-do-rozwikłania. Kolaże z fragmentów pociętych fotografii, objęte ramami i wyizolowane z kontekstu otoczenia, przypominają potłuczone lustra, ale komplikacja ich powierzchni bardzo szybko nakazuje od tej asocjacji odejść, porzucić ją jako nieowocną. Zakrzywienia, nawarstwienia i jakiś - nie wiadomo na jakiej zasadzie osnuty - chaos, który momentami zyskuje wizualną konieczność i nieoczekiwane uporządkowanie, wyłaniają się ze struktury kolaży i piramidalnych obiektów zamkniętych w drewnianych skrzynkach bez wieka. W próbach ukazywania orbit zagubionej przestrzeni wtórują im kule, na których "jeżą się” ostro zakończone graniastosłupy skonstruowane z pociętych fotografii. Kolorystyczna oszczędność, czy nawet asceza barwna ograniczająca paletę do czerni, bieli i szarości koncentrują uwagę na nierekonstruowalnym szkielecie wizualizowanej przestrzeni, ogniskując spojrzenie i myśl odbiorcy na jej (bez)wymiarach oraz wymykaniu się kategoriom Euklidesa. Powstaje bowiem rodzaj osobliwej siatki, w której żadne z "oczek” i linii nie układają się w regularne moduły, a jednak kompleks działa jako pewna całość o przekonującej, lecz nieodgadnionej wewnętrznej rytmice. Nie ma centrum, nie rysuje się układ powtarzających się elementów, ale mimo to wykreowana przez Olka "Lost Space” emanuje energią i wdziera się w wyobraźnię patrzącego, nakłuwając przyzwyczajenia jego wzroku i nabyty arsenał wiedzy. Przestrzeń jawi się jako sfera pełna witalności, "żywa”, zmienna, pulsująca rozmaitymi fasetami i (bez)wymiarami, nieskłonna do ustabilizowania się pod władzą eksplorującego ją spojrzenia, usiłującego rozpoznać i zaklasyfikować wedle oswojonych już fizyczno-matematycznych terminów. Jej metafizyczny, ontologiczny wymiar ukazuje się jako sfera pozornie chaotyczna, pokawałkowana, a jednocześnie z tendencją do (samo)strukturyzowania się i przezwyciężania wrażenia przypadkowości. Fotoinstalacje Olka, mimo iż wręcz epatujące wizualnym rozdrobnieniem i bezplanowością, działają swoją zwartością i zyskują "kompozycyjną” konieczność. "Lost Space” przekłada się na tego typu konglomeraty poszczególnych, wchodzących ze sobą w interakcje elementów, lecz wciąż uchyla się uściśleniu w formie wzorów i pojęć. W otaczającej człowieka rzeczywistości wciąż nie otwiera się ku niej furtka, przez którą można by się przemieścić w ów "bezwymiar iluzji” - dlatego potrzeba fortelu, wielu żmudnych i pieczołowitych prób, by sferę tę ujawnić i stworzyć jej warunki do "przeświecania”.
Wystawa w Galerii FOTO-MEDIUM-ART dedykowana jest Michałowi Hellerowi, który wskazuje na metafizykę fizyki oraz ontologiczne interpretacje teorii fizycznych, godząc nauki ścisłe i nauki o bycie. Podobnie postrzegał te kwestie Max Bense. Także Jerzy Olek włącza się w tak zakreślony obszar refleksji, lecz czyni to za pomocą fotografii i tkwiącego w niej potencjału do wizualizacji owej "Lost Space” o wciąż niezgłębionym podłożu metafizycznym.